Lisa odprowadziła ją wzrokiem aż do, egzotycznych ozdobnych drzewek zasadzonych przez jej matkę parę lat temu. Jej narzeczony Rafael, podszedł do niej kładąc swoje ręce na jej talii,a swój podbródek oparł na jej ramieniu.
- Nie rozumiem, jak ktoś tak jaki twój ojciec może się męczyć z takimi nieodpowiedzialnymi ludźmi - stwierdził patrząc z lekką odrazą na trzech muzyków ze zwieszonymi głowami. - Ta ich muzyka jest strasznie ciężka, jak można słuchać tych wrzasków ? I te ich tatuaże... są tacy obleśni. Myślę, że nie powinni często tutaj przychodzić, co sobie myślą o Was sąsiedzi ?
Lisa przewróciła oczami. Owszem, miała cały ten zespół za grupkę pieprzonych niedorosłych gówniarzy, ale mimo tego lubiła czasami pośmiać się z kawałów Bena i wypić małego drinka z Samem czy Jamesem. Nie pochwalała w cale ich stylu życia, jednak uważała, że Rafael powinien czasami wyluzować i nauczyć się od nich prawdziwej definicji słowa zabawa. Oczywiście wyłącznie do granic przyzwoitości.
***
- ...i jeżeli wydaje się Wam, że... - ciągnął Stan, dopóki gosposia nie podbiegła do nich i nie rzuciła się na czerwoną od krwi, twarz Camerona
Na widok pulchnej kobiety w niebieskim fartuchy James i Danny, odetchnęli z ulgą, lecz na widok miny Finneya, ponownie opuścili głowy. Cameron kręcił głową, by unikać pieczącego płynu na wacikach Tracy. Złapała go jednak tak mocno, że nie był wstanie więcej się poruszyć. Musieli odcierpieć swoje.
- Dobra, na dzisiaj wystarczy mojej pogadanki - stwierdził zachrypnięty Finney, którego od wrzasków zaczęło boleć gardło - dawać mi adres tego pubu.
- To chyba nie najlepszy pomysł, żeby się tam.. - zaczął Danny, ale Stan mu przerwał.
- Wynegocjuję z właścicielem ugodę. Może jeśli trochę sypniecie kasą i naprawicie szkody, nie zgłosi tego na policję. Chociaż na mój gust powinniście kiedyś w końcu swoje odsiedzieć. Dlatego bez gadania dawać mi adres, zanim będzie za późno.
James wyciągnął rękę po jego telefon i bez słowa zapisał mu adres.
- A co do Sama i Bena, macie zacząć ich szukać podczas mojej nieobecności. Jak wrócę, autobus i Ci dwaj żywi, mają znajdować się pod moim ogrodem. Chyba, że naprawdę dawno nie współpracowaliście z policją. A nie sądzę, żeby ta była zachwycona po tym co koło nich znajdzie.
Oczywiście miał na myśli dragi, których jego kochani chłopcy sobie nigdy nie odmawiali. Już raz znaleźli amfę rozsypaną na klawiaturze laptopa Bena. Z trudem go z tego wyciągnął i czuł że teraz na pewno nie mieli by tyle szczęścia co wcześniej.
Wszyscy trzej pokiwali głowami. Cameron zrobił to trochę opornie, bo Tracy cały czas przemywała mu twarz. Rany na szczęście nie były zbyt głębokie i mógł odpuścić sobie wizytę w szpitalu. Tracy była taką "babcią" ich zespołu i zawsze z wdzięcznością przyjmowali od niej pomoc, nawet jeśli sami tego wcale nie okazywali.
***
- Kurwa, kurwa...- klął Sam chowając wszystkie podejrzane paczki do poszewki poduszki, którą rozerwał w przypływie strachu. Obudził się zaledwie kilka minut wcześniej by przez zakurzone okno autobusu dostrzec zbliżający się pomału policyjny radiowóz. Zadziałało intensywniej niż poranna kawa. Dostał takiego przypływu energii że w zaledwie parę sekund zdołał ukryć cały ich zeszło nocny towar. Poduszkę rzucił pod przymocowane łóżko Danny'ego i zatrzasnął drzwi do jego autobusowego mini pokoju. Zanim usłyszał głośne pukanie, zdążył się potknąć o półpełną puszkę piwa, co sprawiło, że jej zawartość została wylana na ich kremową wykładzinę. Zaklął po raz kolejny.
Zanim zdążył podejść do drzwi, te otworzyły się same i do ich autobusu weszło nagle dwóch policjantów. Sądząc po ich minach, nie byli zadowoleni, a może nawet zmęczeni po nocnej zmianie. Sam nie uznał tego w cale za dobrą okoliczność, ale starał się zrobić dobrą minę do złej gry. Nie wiedział do końca gdzie jest, co się wydarzyło ani czy ktokolwiek inny jest jeszcze w autobusie. To też nie ułatwiało wcale sprawy. Zrobiło mu się gorąco i wtedy naprawdę odczuł na jak wielkie może narazić się kłopoty.
- Obozu się zachciało w lesie - zakpił jeden z nich, rozglądając się po zaśmieconym autobusie - Zabawne, że wy gwiazdy rocka czy czego tam, nie macie lepszych miejsc na zabawę.
Samowi zaschło nagle w gardle i tylko pokręcił ze zdenerwowaniem głową, drapiąc się przy tym po karku. Policjanci zapewne dostrzegli nazwę zespołu napisaną na autobusie.
- Mandat się należy - powiedział drugi, pisząc coś na małej karteczce - pomimo że to parking przy lesie, tutaj też obowiązują pewne zasady. Po pierwsze staje się prosto, w wyznaczonym miejscu a nie na skos, zajmując przy okazji trzy inne miejsca. Kto jest kierowcą ? Z chęcią przebadamy go alkomatem. Nikt trzeźwy i o zdrowych zmysłach by tak nie stanął.
- O ile już nie wytrzeźwiał - stwierdził drugi przyglądając się uważnie Samowi, który robił się coraz bardziej czerwony na twarzy.
- Kierowca, tak... - wyjąkał - to ja, to ja kierowałem. Byłem zmęczony po podróży, było ciemno, nie widziałem dobrze, naprawdę... potem trochę wypiłem, ale daję słowo, że nie odjechałbym dopóki bym nie wtrzeźwiał więc...
- Daj już spokój - warknął jeden z policjantów - nie raz przerabialiśmy takie numery, więc nie wysilaj się, bo ci śliny zabraknie. Masz nas za idiotów ? Na pierwszy rzut oka widać, że rozegrała się tu niezła orgia. Wszystko jest porozpieprzane, walają się puszki po piwie, a ty mi mówisz, że byłeś po prostu zmęczony jazdą ? Dobre sobie.
Drugi tylko prychnął i zaczął uważniej rozglądać się po autobusie. Sam modlił się w duchu, aby nie przyszło im do głowy przeszukiwać pojazd. Ten dzień jednak najwyraźniej nie był dla niego przyjazny.
- Chwila, chwila - zawołał, gdy dwóch funkcjonariuszy zaczęło przechadzać się po małych autobusowych pomieszczeniach - czy aby przypadkiem do tego nie powinien być najpierw nakaz ? - serce łomotało mu coraz szybciej.
Oboje spojrzeli na siebie i wymienili kpiące spojrzenia,
- Żartujesz sobie ? To nie rezydencja chłopie, tylko zwykły, prześmierdziały piwskiem autobus. Mamy pełne prawo.
Mógł tylko obserwować z rękami na karku, jak obydwaj sprawdzają kąty i przyglądają się temu co jest dla nich podejrzane. Nie był wstanie wyjąć telefonu z kieszeni, i zadzwonić do kogoś z reszty zespołu. W zasadzie to nie mógł zrobić nic. Miał przejebane, jak jeszcze nigdy wcześniej.
Stojąc tak, nie wiedząc co robić usłyszał nagle przytłumiony hałas. Tak jakby coś ciężkiego spadło z jakiejś półki. Nie umknęło to wcale uwadze dwóm policjantom, którzy zakończyli inspekcję w głównym "pokoju" w autobusie i zaczęli przechodzić na sam przód. Sam podążył szybko za nimi nie mając pojęcia jaki widok ich tam czeka.
- Obozu się zachciało w lesie - zakpił jeden z nich, rozglądając się po zaśmieconym autobusie - Zabawne, że wy gwiazdy rocka czy czego tam, nie macie lepszych miejsc na zabawę.
Samowi zaschło nagle w gardle i tylko pokręcił ze zdenerwowaniem głową, drapiąc się przy tym po karku. Policjanci zapewne dostrzegli nazwę zespołu napisaną na autobusie.
- Mandat się należy - powiedział drugi, pisząc coś na małej karteczce - pomimo że to parking przy lesie, tutaj też obowiązują pewne zasady. Po pierwsze staje się prosto, w wyznaczonym miejscu a nie na skos, zajmując przy okazji trzy inne miejsca. Kto jest kierowcą ? Z chęcią przebadamy go alkomatem. Nikt trzeźwy i o zdrowych zmysłach by tak nie stanął.
- O ile już nie wytrzeźwiał - stwierdził drugi przyglądając się uważnie Samowi, który robił się coraz bardziej czerwony na twarzy.
- Kierowca, tak... - wyjąkał - to ja, to ja kierowałem. Byłem zmęczony po podróży, było ciemno, nie widziałem dobrze, naprawdę... potem trochę wypiłem, ale daję słowo, że nie odjechałbym dopóki bym nie wtrzeźwiał więc...
- Daj już spokój - warknął jeden z policjantów - nie raz przerabialiśmy takie numery, więc nie wysilaj się, bo ci śliny zabraknie. Masz nas za idiotów ? Na pierwszy rzut oka widać, że rozegrała się tu niezła orgia. Wszystko jest porozpieprzane, walają się puszki po piwie, a ty mi mówisz, że byłeś po prostu zmęczony jazdą ? Dobre sobie.
Drugi tylko prychnął i zaczął uważniej rozglądać się po autobusie. Sam modlił się w duchu, aby nie przyszło im do głowy przeszukiwać pojazd. Ten dzień jednak najwyraźniej nie był dla niego przyjazny.
- Chwila, chwila - zawołał, gdy dwóch funkcjonariuszy zaczęło przechadzać się po małych autobusowych pomieszczeniach - czy aby przypadkiem do tego nie powinien być najpierw nakaz ? - serce łomotało mu coraz szybciej.
Oboje spojrzeli na siebie i wymienili kpiące spojrzenia,
- Żartujesz sobie ? To nie rezydencja chłopie, tylko zwykły, prześmierdziały piwskiem autobus. Mamy pełne prawo.
Mógł tylko obserwować z rękami na karku, jak obydwaj sprawdzają kąty i przyglądają się temu co jest dla nich podejrzane. Nie był wstanie wyjąć telefonu z kieszeni, i zadzwonić do kogoś z reszty zespołu. W zasadzie to nie mógł zrobić nic. Miał przejebane, jak jeszcze nigdy wcześniej.
Stojąc tak, nie wiedząc co robić usłyszał nagle przytłumiony hałas. Tak jakby coś ciężkiego spadło z jakiejś półki. Nie umknęło to wcale uwadze dwóm policjantom, którzy zakończyli inspekcję w głównym "pokoju" w autobusie i zaczęli przechodzić na sam przód. Sam podążył szybko za nimi nie mając pojęcia jaki widok ich tam czeka.
_______________
Rozdział w sumie średni, miał trochę inaczej wyglądać, ale okej.
Jeśli są jakieś błędy, to naprawdę przepraszam. Następny rozdział powinien ukazać się za parę dni.
Ciągle poznaję blospota bo zawsze zakładałam blogi na onecie, ale to w sumie fajna zmiana. Chyba bardziej mi się tu podoba, więc zostanę na dłuzej ;]
No to wpadli. Haha, policja na pewno znajdzie coś ciekawego, a wtedy będą mieć kłopoty xd W ogóle to czemu zostawili resztę i tak po prostu sobie pojechali? Nie rozumiem ich. Haha. Ciekawe, czy Stan zdoła coś załatwić z tym pubem. Mam nadzieję, że nie, bo powinni odpokutować za swoje głupkowate wybryki xd
OdpowiedzUsuńno to chłopaki wpadli, teraz powinni się modlić by Stan dogadał się z właścicielem pubu. Czekam na kolejny, pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńWidzę, że Sam wpadł w niezłe tarapty, ale jestem ciekawa co 'odwróciło' uwagę policjantów. No i mam nadzieję, że Stan dogada się z tym właścicielem pubu. No i czekam na kolejny jednocześnie zapraszając na nowość do mnie 20afellay.blogspot.com
OdpowiedzUsuńnowość na swimming-field.blogspot.com Zapraszam:)
OdpowiedzUsuńw wolnej chwili zapraszam na nowy rozdział ;) www.last-chance-of-love.blogspot.com
OdpowiedzUsuńHej :) Tu Klariish ze sposobu na Huncwota. :) Bardzo nam miło, że będziemy mogły cię informować o nowych postach, a czy mogłabyś podać nam swoje gg? Byłoby nam o wiele łatwiej i szybciej powiadamiać cię o rozdziałach. :)
OdpowiedzUsuńPS.Dodałyśmy cię do naszych linków. :>
[www.sposob-na-huncwota.blog.onet.pl]
Finney w końcu powiedział co tak naprawdę sądzi o chłopakach i co pomogłoby im wstać na równe nogi, z jego ust wypływały prawdziwe słowa, więc może grupa trochę zmieni swoje postępowanie, po ostrej wymianie słów z nim. Nie chciałabym być w skórze Sama. Mam nadzieję, że policja nie znalazła rzeczy, za które chłopak mógłby być nieźle ukarany.
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta i pozdrawiam ;**
Nie ma problemu :) W takim razie będziemy informować cię o notkach na blogu. :))
OdpowiedzUsuń[www.sposob-na-huncwota.blogspot.com[]
Nowy na: http://robert-lewandowski-opowiadanie.blogspot.com/. Zapraszam ^^.
OdpowiedzUsuńPojawił się nowy rozdział na sposob-na-huncwota.blogspot.com
OdpowiedzUsuńZapraszam, mam nadzieję, że Ci się spodoba. (Jestem drugą autorką ;p)
Ciekawe co ci policjanci znajdą ciekawego. Poza tym co Sam wcześniej sam schował. Chyba, że mu się poszczęści i tego nie znajdą. Oby Stan dogadał się z właścicielem pubu, w którym tak nabroili. Jeden porwany, drugi z policjantami... prowadzą szalone życie, nie ma co. ;)
OdpowiedzUsuń